Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje. Pokaż wszystkie posty

środa, 16 kwietnia 2014

My Secret Hot Colors - recenzja :)





Przybywam z recenzją palety czterech niezwykle energetycznych cieni. 
Mam na myśli oczywiście najmłodsze dziecko firmy My Secret i choć nie przepadam za tą marką to jednak postanowiłam skusić się na paletkę po zapoznaniu się z pozytywnymi opiniami innych osób. Choć osobiście podchodziłam do palety sceptycznie to muszę przyznać, że miło mnie zaskoczyła :)

W palecie znajdziemy cztery różne matowe kolory: żółty, pomarańczowy, różowy oraz niebieski. 


Cienie są mega na pigmentowane, niestety troszkę się osypują, ale nie uważam, żeby to je dyskwalifikowało. Zdarza się, że matowe cienie Inglota (które uwielbiam) także się osypują. Tym bardziej, że My Secret kosztuje ok. 13 zł. w drogerii Natura.
Na bazie Artdeco i białej kredce NYX utrzymują się cały dzień bez konieczności poprawek. To bardzo dobry wynik. Kolejnym plusem jest fakt, że w momencie blendowania kolorów nie znikają z powieki dzięki czemu nie ma potrzeby dokładania cienia.

Reasumując, moim zdaniem świetne cienie za niewielkie pieniądze. Mam również nadzieję, że ta paleta nie zniknie z szafy My Secret w przeciwnym razie kupię sobie zapas bo na prawdę są warte uwagi. Oczywiście zgodzę się ze stwierdzeniem, że paletka nie jest dla każdego, głównie z uwagi na odważne połączenie kolorów, ale z drugiej strony czy makijaż zawsze musi być w beżu czy brązie, stonowany i delikatny? Chyba nie, czasem możemy pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa ;) Zwłaszcza, że mamy już wiosnę, choć za oknem różnie to bywa :)



Makijaż z użyciem paletki My Secret Hot Colors






 Mam dla Was jeszcze kilka produktów które chcę zrecenzować i na pewno w najbliższym czasie pojawią się kolejne posty. 

Pozdrawiam cieplutko 
Ania :)
 



piątek, 24 stycznia 2014

Nowości + krótkie recenzje :)




Witajcie serdecznie w tym nowym roku. Przepraszam za swoją nieobecność, ale tak się złożyło, że styczeń zaczął mi się pracowicie i niestety zabrakło czasu na niektóre sprawy :(

Dzisiaj przybywam z nowościami w mojej kosmetyczce. Są to produkty których wcześniej nigdy nie używałam (poza pomadką z Catrice), więc tym bardziej byłam ciekawa jak się sprawdzą. 


Zaczniemy od pomadki Catrice z serii Ultimate Color w odcieniu 010 Be Natural!
 Jest ona bardzo popularna w internecie i większość z Was na pewno już miało z nią kontakt, więc nie będę się rozpisywała na jej temat. 
Osobiście należę do jej zwolenników, jest to już moje drugie opakowanie i z całą pewnością nie ostatnie. 
Ma przepiękny kolor nude wpadający w brzoskwinię. Daje efekt bardzo naturalnych ust. Wykończenie jest na pograniczu satyny a błysku. Możemy ją stosować bez błyszczyka a mimo to usta wyglądają na mokre. Niestety lubi podkreślać suche skórki, tak więc przy używaniu tej pomadki musimy zadbać o skórę ust :( 
Na szczęście  to jedyny minus jakiego się doszukałam :)
 cena: 16,99 zł.




Będąc w drogerii Natura zdecydowałam się jeszcze na podkład Pierre Rene Skin Balance  w odcieniu No 21 wiem, że jest jeszcze jaśniejszy 20, ale akurat w mojej drogerii nie jest dostępny.
Producent zapewnia nas, że jest to podkład kryjący, dopasowujący się do skóry, przywracający blask i elastyczność. 
Bez wahania mogę się z tym zgodzić.
Produkt na prawdę dobrze kryje i dopasowuję się do koloru naszej skóry. Sama obawiałam się czy 21 nie będzie dla mnie za ciemny, ale okazuje się, że po nałożeniu go na skórę pięknie się z nią stapia i pozostawia ładne jakby satynowe wykończenie. Trzyma się właściwie cały dzień, w ostatnim czasie makijaż robiłam bardzo rano i do wieczora nie wymagał poprawek. Oczywiście skłamałabym gdybym napisała, że wieczorem skóra wyglądała jak zaraz po aplikacji podkładu. Było widoczne lekkie świecenie na czole, ale ja mam cerę mieszaną z tendencją do przetłuszczania w strefie T więc już zdążyłam do tego przywyknąć :)
Cena: ok. 25 zł.




Emulsja rozświetlająca z firmy Revlon Photoready Skinlights w odcieniu 100 Bare Light. Do tego kosmetyku podchodziłam już kilka razy, ale z uwagi na mój typ cery troszkę się go obawiałam. Poza tym cena 69,99 zł. była jak dla mnie zaporowa. Wiedząc, że w moim przypadku może się nie sprawdzić.
Gdy zobaczyłam, że w drogerii Hebe jest promocja na ten oto produkt pomyślałam, tak to jest ten moment ;) Kupiłam go za 39,99 zł.
Nie żałuję, jest to fajny kosmetyk. Stosuję go na całe policzki pod podkład. Omijając zupełnie czoło i nos. Cudownie rozświetla buzię, ale nie jest to brokat. Wygląda jakby mikroskopijne drobinki odbijały światło. 
Jest na prawdę wiele możliwości zastosowania takiego produktu np. możemy tak jak ja stosować bezpośrednio pod podkład lub też mieszać z podkładem. Idealnie sprawdzi się także zmieszany tylko z korektorem pod oczy, wówczas rozświetlimy partie skóry pod oczami. 
Godny polecenia produkt, choć musimy być ostrożni jeśli mamy na twarzy zmarszczki. 



Puder matujący Sephora Fond de teint matifiant mattifying foundation w odcienu 50 fonce deep. 
Zdaję sobie sprawę, że jest to dość ciemny kolor, ale przyznaję kupiłam go z myślą o bronzerze. W tym celu sprawdza się idealnie. Ma ciepły odcień brązu bez żadnych drobinek. Wykończenie jest raczej matowe choć można by się pokusić o stwierdzenie, że w kierunku satyny. Nie jest to tępy mat. Długo się utrzymuje, nie ściera się i mimo, iż to puder ładnie się rozciera pędzlem do bronzera. Myślę, że skuszę się na jeszcze jeden kolor tym razem jaśniejszy by móc utrwalać nim cały makijaż. kupiłam go na promocji w Sephorze za 14,90 zł.



W Sephorze zakupiłam również kredkę do brwi 02, która ładnie wypełnia brakujące włoski, choć pokrywam ją jeszcze dodatkowo matowym cieniem do powiek. Cena: 6,90 zł.

Ostatnia rzecz to srebrny cień na powieki, który widoczny jest na głównym zdjęciu. Niestety, dawno nie miałam tak beznadziejnego cienia. W ogóle nie da się nim pracować nawet na bazie pod cienie. Na szczęście kosztował 7,90 zł. na promocji. 



Na dziś to już wszystko :)
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam 
Ania 

:)

  


wtorek, 17 grudnia 2013

Revlon Photoready Airbrusch / Golden Rose Luxury




Witajcie, Zapraszam Was na recenzję podkładu, który ostatnio testowałam mianowicie Revlon Photoready Airbrusch, oraz błyszczyk Golden Rose Luxury.




Zaczniemy od podkładu. 
Kupiłam go z myślą o sesjach zdjęciowych, ponieważ producent zapewnia nas o idealnym wykończeniu makijażu w każdym świetle. Ponadto podkład zawiera szereg pigmentów fotochromatycznych, które rozpraszają oraz odbijają światło a, że jestem ogromną fanką podkładu colorstay nie miałam żadnych obaw co do tej firmy. 
Czekałam tylko na odpowiedni moment tzn. na promocję oczywiście :)
Zapłaciłam za niego 41.99 zł w super-pharm jego regularna cena to 69.99, czy warto było? 
Hm ... Niekoniecznie.

Podkład ma konsystencję musu można go porównać do bitej śmietany, jednak w zetknięciu z dłonią lub pędzlem zmienia się w bardziej kremową fakturę. Jest to dość dziwne uczucie na twarzy, ale
dobrze się rozprowadza i ma ładny kolor. Swój kolor 020 shell wybrałam w ciemno bo niestety nie było testerów.
Przez swoją konsystencję podkład jest dość lekki, rozświetlający i całkiem dobrze kryje. 
Faktycznie dobrze się spisuje przed obiektywem, niestety tylko przez chwilę :(
Już po kilku godzinach moja buzia potwornie się świeci i nie tylko w strefie T, ale również na policzkach.  Nie wygląda to dobrze, nie jest to delikatne rozświetlenie tylko twarz wygląda na spoconą i zmęczona.
Poza tym producent informuje, że produkt jest bezzapachowy. Z czym poniekąd się zgodzę, podkład nie pachnie, tylko strasznie śmierdzi. Nie mogę inaczej określić tego co czuć podczas nakładania produktu.  
Na początku pomyślałam, że trafiło mi się jakieś przeterminowane opakowanie, ale sprawdziłam datę ważności i była ok. Więc zaczęłam szukać w internecie opinii innych osób co do "zapachu" podkładu. Dowiedziałam się, że nie tylko mój podkład ma taki nieprzyjemny zapach. 
Tak jak pisałam jestem wielką fanką colorstaya, stosuję go na codzień i nigdy nie zdarzyło mi się żadne uczulenie czy choćby podrażnienie. Mimo, że jest to zdecydowanie cięższy podkład nawet nie zapychał mojej skóry tak jak to miało miejsce w przypadku Photoready Airbrusch. Niestety po ok. tygodniu używania tego podkładu wyskoczyły na mojej buzi krosty co prawda nie duże, ale było ich sporo. Chcąc dowiedzieć się czy tylko ja tak reaguję na ten kosmetyk zaproponowałam mojej koleżance test tego podkładu, ona z kolei podzieliła się nim ze swoją mamą, która ma cerę naczynkową. 
Choć w przypadku mojej koleżanki nie wywołał żadnej alergicznej to jednak nie spełnił jej oczekiwań względem dobrego podkładu. Natomiast w przypadku jej mamy już po pierwszej aplikacji na twarz wystąpiła reakcja alergiczna i przebarwienia.

Reasumując, co z tego, że ładnie wygląda na zdjęciach chwilę po nałożeniu, skoro jest to krótkotrwały efekt a dodatkowo mogę obawiać się podrażnienia. Za tą cenę możemy wymagać czegoś więcej.
Mimo wszystko cieszę się, że przetestowałam ten podkład, ale na pewno nie kupię go ponownie.




Przyszła kolej na błyszczyk Luxury.
Kupiłam go za ok. 19 zł. na stoisku Golden Rose w kolorze 09. 
Cena dość wysoka jak na błyszczyk, ale opakowanie mnie urzekło. Trzeba przyznać, że jest fantastyczne. Fajnie mieć taki "gadżet"w torebce :)
Producent zapewnia nas, że produkt w pełni pokrywa kolorem usta oraz nadaje wysoki połysk.
Cóż mogę powiedzieć jak tylko to, że zgodzę się z tym co obiecuje producent. 
Rzeczywiście błyszczyk pokrywa kolorem usta, ale co bardzo ważne nie farbuje ich. 
Pozostawia je nawilżone i błyszczące na dość długo jak na błyszczyk. Będąc ostatnio w pracy przez 6 godzin poprawiłam nim usta tylko raz. Sądzę, że to dobry wynik. 
Troszkę się klei na ustach, choć mi  akurat to nie przeszkadza bo dzięki temu jest trwalszy. 
Zdjęcia troszkę przekłamały kolor. Jest to bardziej mleczny róż choć dość intensywny, ale na pewno nie ostry.

Reasumując, świetny produkt lecz mógłby być troszkę tańszy, ale z całą pewnością skuszę sie na inne kolory z tej serii błyszczyków.


 Poniżej wklejam Wam zdjęcie makijażu gdzie zastosowałam podkład Revlon Photoready Airbrusch oraz na ustach błyszczyk Golden Rose.



  

Dziękuję za poświęcony mi czas.
Pozdrawiam 

Ania :)




piątek, 8 listopada 2013

Kobo Professional Make Up Fixer Spray - recenzja :)




Zgodnie z obietnicą przybywam z recenzją Fixera utrwalającego makijaż z firmy Kobo. 
Kupiłam go chcąc zaspokoić swoją ciekawość co do produktu w stosunkowo niskiej cenie. 
Dostępny jest w drogerii Natura za ok. 25 zł. 

Opis producenta: 



 W tej cenie dostajemy 150 ml produktu. Opakowanie jest ładne z przyjemnym w użytkowaniu atomizerem. Kosmetyk rozpyla się dobrze nie pozostawiając smug i uczucia mokrej twarzy.
Zgodzę się z opisem producenta. Fixer faktycznie przedłuża trwałość makijażu i sprawia, że staje się on odporny przed czynnikami atmosferycznymi. 
Stosuję go od ok. 1,5 miesiąca, oczywiście nie codziennie. Uważam, że tego typu kosmetyki używa się tylko na wielkie wyjścia, ale to moje zadnie i każdy z nas może sądzić coś innego :)
Odnoszę wrażenie, iż makijaż spryskany fixerem nie jest taki jakby "tępy" w efekcie wizualnym. 
Makijaż na większe wyjścia wykonuje się produktami cięższymi z większym kryciem i trwałością (mam na myśli głównie podkłady), często też nakłada się wcześniej bazę na całą buzię, podkład, puder utrwalający i kosmetyki modelujące twarz. Ważne jest to by warstwy były cienkie, ale zdarza się, że makijaż jest widoczny zwłaszcza chwilę po nałożeniu gdy nasza skóra nie zdążyła wytworzyć sebum. Dlatego warto na koniec spryskać twarz fixerem, aby po pierwsze zespoić wszystkie warstwy, a po drugie przedłużyć trwałość makijażu. 
Dodam jeszcze, że produkt jest wydajny. Choć przyznaję, ma jedną wadę. :( 
Mianowicie zapach, niestety wyczuwalny jest alkohol. Na szczęście czuć go tylko przez chwilkę rozpylenia kosmetyku. 
Da się to przeżyć, by cieszyć się trwałością makijażu.


Czy kupię ten produkt ponownie? 
Na pewno tak, w moim odczuciu jest dobry i spełnia swoje zadanie, więc po co przepłacać?




W następnych postach zaprezentuję Wam kolejne makijaże z sesji do portfolio, piszę o tym, ponieważ nadają się one na wystrzałową imprezę andrzejkową, która już nie długo :)

 Dziękuję za poświęcony czas i zapraszam na następne posty 
Ania :)




środa, 2 października 2013

Zakupy / Beauty Forum & SPA :)


Kochani w miniony weekend w Warszawie odbyły się targi Beauty Forum & SPA. 
Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć :) 
W sobotę wraz z koleżanką udałyśmy się na Międzynarodowe Targi Kosmetyczne i sami zobaczcie jak to się skończyło :)
Jak zwykle ucierpiał na tym mój domowy budżet :)




 Rozświetlacz do twarzy Peggy Sage nr.802625 - mieni się na beżowo - złoto - brązowy kolor. Przepięknie rozświetla twarz. Zawiera drobinki, ale nie jest to brokat. Długo utrzymuje się na buzi.





Róż / bronzer Flormar P115 - cudowny koralowy odcień różu o wykończeniu satynowym, bardzo dobrze napigmentowany, więc trzeba uważać by nie zrobić sobie plam na policzkach. Druga część to bronzer lub rozświetlacz to zależy kto co lubi :)

Można użyć go na trzy sposoby:
1. Zmieszać go z różem, da na twarzy delikatniejszy, połyskujący efekt.
2. Zastosować go na szczyty kości policzkowych jako rozświetlacz.
3. Używać go jak bronzera do podkreślania kości policzkowych.

Dla mnie najlepszy sposób to nr. 3. Bronzer przez swój nietypowy kolor (delikatny brąz z nutką szarości i drobinkami w kolorze złota) idealnie zaznacza kontur moich kości policzkowych a przy tym zostawia wykończenie satynowe.


Suchy szampon Bariste - użyłam go dopiero dwa razy, więc nie mogę dużo powiedzieć, ale jedno jest pewne jak na razie nie robi z moimi włosami nic poza absorbowaniem sebum. Po użyciu tego szamponu moje włosy ani nie są puszyste ani miękkie. :(





Żelowa kredka do oczu Flormar Ultra Black - świetna czarna, matowa kredka. Długo się utrzymuje nawet na linii wodnej oka. Jest miękka i super się rozciera pędzelkiem, ale trzeba robić to zaraz po nałożeniu bo później zasycha i staje się trwała. 

Kredka Flormar Style Matic S04 - cielista, wysuwana, bardzo miękka kredka. Pięknie wygląda na linii wodnej oka. 
Jest trwała, kiedy rano nałożę ją na linię wodna, nie muszę już w ciągu dnia nic poprawiać. Jak dla mnie rewelacja :)



Pędzle Maestro - dla każdej wizażystki pędzli nigdy za dużo :)
Ja dokupiłam sobie sześć sztuk:
  • 155 - idealny do konturowania twarzy, ma miękkie włosie zakończone w szpic.
  • 110 rozmiar 20 - pędzel przeznaczony do pudru, ale ja używam go do rozświetlacza lub bronzera. To zależy jaki efekt chcę uzyskać.
  • 480 rozmiar 12 - przeznaczony jest do blendowania cieni i właśnie w takim celu ja go używam. Miękkie włosie zakończone w szpic pozwala na precyzyjne roztarcie cieni w załamaniu powieki.
  • 480 rozmiar 10 - tak jak jego starszy brat przeznaczony do rozcierania cieni, jest jeszcze bardziej precyzyjny niż pędzel w rozmiarze 12.
  • 320 rozmiar 10 - fantastyczny języczkowy pędzel do nakładania cieni na całą powiekę.
  • 410 rozmiar 8 - pędzel typu kulka. Idealny do cieniowania i niezastąpiony do rozcierania kredki lub linera.


To już wszystko na dziś, dziękuję za uwagę i zapraszam na następne posty. 
Niebawem pojawi się moja recenzja nowego produktu marki KOBO a mianowicie fixera utrwalającego makijaż :)

Pozdrawiam Ania




środa, 17 lipca 2013

SVR Topialyse Palpebral Crema :)

Jakiś czas temu wspominałam Wam o swoich problemach alergicznych skóry na powiekach. 
Do dzisiaj niestety nie wiem co było tego powodem, ale wiem jaki produkt pomógł mi się z tym uporać :)




Oczywiście w takiej sytuacji powinniście wybrać się do specjalisty po poradę. Ja właśnie tak zrobiłam a ponieważ moje powieki nigdy nie były tak wrażliwe, troszkę się wystraszyłam. Dodatkowo stan zapalny wystąpił mi na 3 tygodnie przed wyjazdem wakacyjnym. 
To zmusiło mnie do podjęcia szybkich kroków w celu usunięcia wszystkich objawów. Zacznę może od objawów, które pojawiły się na moich powiekach. Któregoś dnia ok. południa poczułam swędzenie powiek. Z początku było delikatne, lecz z każdą godziną zwiększało się, dlatego też zmyłam makijaż sądząc, iż mógł mnie podrażnić jakiś produkt. Choć było to mało prawdopodobne, ponieważ od dłuższego czasu nic nie zmieniałam ani w swojej pielęgnacji, ani w makijażu oczu.
Następnego dnia obudziłam się z ogromną opuchlizną i zaczerwienieniem powiek :/ 
Nie będę ukrywać, że moje odbicie w lustrze przeraziło mnie. Po ok. 3 dniach mimo, iż w ogóle się nie malowałam opuchlizna, zaczerwienienie i odczucie swędzenia nie znikało. 
Uznałam, że wizyta u okulisty jest nieunikniona. 
Diagnoza ... :) Stan zapalny powiek wywołany alergią ... 
Dostałam maść sterydową (niestety), ale lekarz wspomniał także o produkcie SVR. 
Jednak z powodu braku tego kremu w aptece i czasu jaki pozostał do wyjazdu, zdecydowałam się na maść sterydową. Pomogła, lecz tylko na parę dni, po ok. tygodniu od początku zaczęło się pieczenie, swędzenie, zaczerwienienie i co najgorsze opuchlizna. Wpadłam w lekką panikę bo przecież za tydzień wyjazd do Grecji. Pomyślałam, że nie mogę dłużej czekać, dlatego wybrałam się do apteki w poszukiwaniu kremu SVR Topialyse Palpebral, choć muszę przyznać, że cena nie była zbyt zachęcająca (70.80 zł. za 10 ml) :/ 
Ale skoro to mogło mi pomóc ... 

Na opakowaniu przeczytamy:

Wskazania:
Podrażniona skóra powiek.

Główne składniki: 
  • Ceramidy 3, 6, 9 + kwas hialuronowy: przywracają funkcję barierową naskórka, chronią skórę.
  • Peptyd o właściwościach regulujących: przywraca równowagę mechanizmów odpowiedzialnych za podrażnienie skóry, niweluje odruch drapania. 
 Stosowanie:
Stosować 1-2 razy dziennie. 



Na szczęście nie zawiodłam się :) Opłaciło się zaryzykować. 
Już po dwóch dniach objawy zanikały. Na początek ustąpiło pieczenie, pomyślałam, że jest dobrze. W ciągu następnych dni zupełnie ustąpiło zaczerwienienie i opuchlizna. 
Możecie sobie wyobrazić moją radość :) 
Parę dni przed wyjazdem mogłam spokojnie myśleć tylko o morzu i słońcu a jedyną moją zmorą było pakowanie. Zupełnie nie wiem dlaczego zawsze moja walizka jest za mała ;) 
Ciekawe czy też macie takie wrażenie, czy jest to tylko moja przypadłość ...

Pozdrawiam Ania :) 




:)

wtorek, 19 marca 2013

Makijaż dzienny + recenzja Rimmel Apocalips

Witajcie serdecznie, zapraszam Was na kolejny post z makijażem delikatnym, dziennym, ale jednocześnie podkreślającym oko. Fantastycznie sprawdzi się do pracy, szkoły, na spotkanie przy kawie, ale można go też szybko i bardzo łatwo przerobić w makijaż wieczorowy. 
W ostatnim czasie jest to mój codzienny makijaż. Pogoda jaką mamy za oknem nie napawa mnie weną, dlatego w makijażu stawiam na jasny cień i kreskę linerem. 
Taki makijaż pasuje do każdej sytuacji. 
Z utęsknieniem wyczekuję wiosny, czy Wam też zima w tym roku dała się we znaki? 
:)




Rimmel Apocalips - efekt polakierowanych ust, głęboki kolor szminki, fenomenalny połysk błyszczyka. 
Tak ten produkt opisuje producent, a jak sprawdza się w rzeczywistości... 
Z pewnością opinie każdej z nas będą się odrobinę różniły, bo każda kobieta lubi inny efekt i ma inne oczekiwania od danego produktu. 
 :)

Ja posiadam kolor: 100 Phenomenon 



 Na zdjęciach makijażu dziennego (umieszczonych wyżej) mam właśnie tą szminkę na ustach. Celowo piszę, że to szminka bo w moim odczuciu właśnie tak jest. Określiła bym ją dokładnie jako szminkę w płynie. Nie zmienia to faktu, że produkt faktycznie ma głęboki, intensywny kolor. Nadaje ładny i delikatny połysk, ale nie porównywałabym go do błyszczyka. Ma świetny aplikator, nabierający idealną porcję produktu. Całkiem przyjemny zapach. Kolor który ja posiadam jest przepięknym, ciepłym odcieniem nude wpadającym delikatnie w brzoskwinie. Jak dla mnie najładniejszy nude jaki mam w swojej kolekcji. 
Ale ... żeby nie było tak kolorowo to niestety nie jest zbyt trwała. Przynajmniej na moich ustach trzyma się maksymalnie do 30 min. Później znika z ust i pozostawia je delikatnie przesuszone :(
Dodam też, że zawsze przed nałożeniem szminki używam balsamu nawilżającego usta. W tej roli rewelacyjnie sprawdza się carmex. 

Na koniec mogę powiedzieć, że produkt (oczywiście moim zdaniem) jest fajny i przyjemny w użytkowaniu, ale jego cena jest zbyt wysoka jak na trwałość.  
Kosztuje ok. 25-30 zł. choć możemy dostać go w promocji już za ok. 18 zł. i dostępny jest w kilku kolorach.


Osobiście nie wiem czy kupię go ponownie...
Ciekawa jestem jakie są Wasze odczucia po stosowaniu Apocalips...

Pozdrawiam cieplutko
Ania :)   

 


czwartek, 3 stycznia 2013

Recenzja - La Roche - Posay Effaclar Duo


 Na moim blogu recenzji produktów jeszcze nie było, ale uznałam, że produkt który chcę Wam dzisiaj przedstawić jest godny uwagi. Mimo, iż opinii na jego temat znajdziemy w internecie cały ogrom to wydaje mi się, że odrobinę różnią się one od siebie a to dlatego, iż każda z nas ma inny rodzaj cery i inaczej reaguje na te same preparaty. 
Sama od roku zastanawiałam się nad tym produktem czy aby na pewno warto w niego inwestować i narażać swoją twarz na niedoskonałości, które idą w parze z zastosowaniem tego produktu. Kupując go byłam dość sceptycznie nastawiona do efektu jaki według producenta powinien pojawić się po kuracji La Roche-Posay Effaclar Duo. 

Opis producenta: 

 
Opakowanie zawiera 40 ml produktu, stosuję go od ponad miesiąca i nadal jest go bardzo dużo w opakowaniu a to co osiągnęłam za pomocą tego kremu jest wręcz niewiarygodne. 
Od pewnego czasu borykałam się z problemem grudek, krostek i przebarwień potrądzikowych na twarzy. Podczas tej kuracji moja cera przeszła 2 etapy: oczyszczenie i złuszczenie. Najbardziej obawiałam się początkowego pogorszenia stanu skóry, który jest konieczny ponieważ produkt ten zawiera aktywne składniki oczyszczające skórę, przez co wszystkie zanieczyszczenia są wypychane na zewnątrz. Ten etap każda z nas przechodzi indywidualnie w zależności od rodzaju, zanieczyszczenia oraz potrzeb skóry. W moim przypadku po ok. 2 tygodniach stosowania (codziennie na noc) faktycznie skóra się oczyszczała, ale nie było dramatu.
Pojawiły się podskórne i bolące krosty, choć nie było ich dużo i szybko znikały. Bywało tak, że już następnego dnia były prawie niewidoczne. Następny etap - złuszczenie, radziłam sobie z nim kremem głęboko nawilżającym, choć ten etap sam stopniowo zanika gdy skóra pozbędzie się martwych komórek.  
Teraz moja skóra wygląda znacznie lepiej, jest zdecydowanie gładsza, oczyszczona i bardziej sprężysta. Przebarwienia zniknęły, krosty i grudki również, widocznie zmniejszyły się także pory. Natomiast jeśli chodzi o eliminację zaskórników to niestety ten produkt nie poradził sobie, ale biorąc pod uwagę jak poprawił się mój stan skóry po tej kuracji jestem w stanie wybaczyć mu to. :)
Warto pamiętać, żeby nie stosować tego kremu latem, gdy za oknem operuje ostre słońce bo można sobie tylko zaszkodzić. Najlepszy czas na stosowanie takich kremów to jesień i zima. Bardzo ważne jest również nawilżanie skóry przy stosowaniu tego typu produktów, ponieważ mogą przesuszyć skórę twarzy, która jest bardzo delikatna i wrażliwa. Po zakończeniu kuracji będę go stosować punktowo na wypryski, które przypadkiem pojawią się na twarzy :)   
Podsumowując, jak dla mnie absolutnie fantastyczny produkt i sama się dziwię dlaczego nie sięgnęłam po niego wcześniej. 
Pozdrawiam nanaania1
:)    
       

piątek, 9 listopada 2012

Zakupy :)

Prezentuje Wam moje zakupy w sklepie aromatella.pl. Może nie jest ich dużo, ale był to mój pierwszy kontakt z tym sklepem i muszę przyznać, że wywarł na mnie fantastyczne wrażenie. Na początku zaznaczę, iż zakupy robiłam w sklepie stacjonarnym dzięki czemu mogłam realnie zobaczyć produkty i poczuć zapachy dostępne w sklepie. Uwielbiam gdy moje mieszkanie pachnie dość nietypowo i niespotykanie. Dlatego też zdecydowałam się na ten sklep. W swojej ofercie mają szeroką gamę zapachową i ogromy wybór produktów upiększających nasze mieszkanie czy dom.
 Ja zdecydowałam się na granulki do kominka, zawieszkę do samochodu oraz kule do kąpieli. Te ostatnie przeznaczone są na prezent :)
Dotychczas do kominka używałam tradycyjnych olejków, ale muszę przyznać, że granulki zdecydowanie bardziej podbiły moje serce. Przy pierwszym użyciu wsypałam 1,5 łyżeczki granulek do kominka bo przyznam szczerze, że byłam dość sceptycznie nastawiona co do intensywności uwalnianego zapachu. Postawiłam kominek w pokoju i jakie było moje zaskoczenie gdy robiąc obiad w kuchni poczułam intensywny zapach dobiegający prosto z mojego kominka. Pomyślałam "niemożliwe", nigdy dotąd żadnym olejkiem nie uzyskałam takiego efektu, tym bardziej, że zapach czuł także mój maż, który niestety przez swoją alergię ma permanentnie zatkany nosek. Dodatkowo zdarzało się też, że niektóre zapachy olejków były drażniące dla mojego męża a właściwie dla jego alergii - niestety musiałam z nich zrezygnować a tu takie miłe zaskoczenie. 
Tak więc granulki do kominków na pewno zagoszczą w naszym domu ponownie :)   
Następny zakup to zawieszka do samochodu. Fajnie wygląda i faktycznie pachnie lecz nie jest to bardzo intensywny zapach. Dlatego następnym razem kupimy dwie dla lepszego efektu. Niestety nie mogę nic powiedzieć na temat trwałości zapachu ponieważ dopiero parę dni temu została otwarta. 
Kule do kąpieli to nasz ostatni zakup. Właściwie to poza tym, że wyglądają fenomenalnie i zapach wyczuwalny jest nawet przez opakowanie to nie mogę na ich temat powiedzieć nic więcej bo są przeznaczone na prezent i gdy tylko obdarowany z nich skorzysta podzielę się z Wami opinią :) 
Zapomniałam dodać, że mnie absolutnie urzekł zapach granulek BLACK ORCHID. To jest jeden z tych zapachów który raz poczujemy i wracamy z sentymentem. 
Kolejny wybrałam gównie ze względu na porę roku CINNAMON & ORANGE. Ten zapach kojarzy mi się z okresem świątecznym który zbliża się wielkimi krokami :) Uwielbiam ten czas. Wspólne pieczenie pierników (z rodzinką) i robienie dekoracji świątecznych to dla mnie najlepszy sposób na przygotowanie się do Świąt Bożego Narodzenia i do budowania atmosfery w rodzinie która przecież jest tak ważna podczas tych świat.
 Rozpisałam się, ale nie o świętach miał być ten post tak więc do meritum. Polecam Wam odwiedzenie tego sklepu, robiłam pierwszy raz zakupy i dostałam 10% zniżki :) dlatego warto, można też robić zakupy przez ich stronę internetową: www.aromatella.pl
  Na dziś to już wszystko, pozdrawiam
nanaania1
:)